niedziela, 19 czerwca 2016

Moje najdroższe kosmetyki do włosów


Na początku czerwca, w ferworze przeprowadzki, zaczęłam przeglądać i porządkować swój pokaźny zbiór kosmetyków do włosów – właściwie mogłabym nazwać go kolekcją, ponieważ zajmuje całą dość obszerną szafkę! Większość z nich – kontrolując oczywiście daty ważności – gromadzę od blisko dwóch lat. Zdecydowanie najwięcej z moich kosmetyków to produkty, które otrzymałam do testów – w pracy, na konferencjach prasowych i dzięki współpracom na blogu. Dzielę się nimi z rodziną i znajomymi, ale wciąż jest ich na tyle dużo, że osoby postronne, widząc ich ilość, mogłyby uznać mnie za świruskę :)

I właśnie gdy niedawno przeglądałam swoje zbiory, natknęłam się na kilka produktów, które odznaczają się na tle innych kosmetyków swoją ceną. Nie wszystkie jeszcze zdążyłam przetestować  – większość jest wciąż zapakowana i czeka na użycie. Przyznam szczerze, że większość z nich jest tak kosztowna, że nie zdecydowałabym się na ich zakup – szczególnie w ciemno. Poniżej, jako ciekawostkę, prezentuję je wraz z cenami w kolejności od najtańszego do najdroższego.

Wodoodporny olejek do włosów w sprayu Medavita – cena: 86 zł



Muszę przyznać, że do niedawna wcale nie wiedziałam o istnieniu Medavity. Olejek tej marki zawiera naturalne ekstrakty z Mirtu, lukrecji oraz kompleks Amino Concentrée (trzech aminokwasów, które odżywiają włosy, przenikając do ich wewnętrznej warstwy), a także filtry UVA/UVB – z tego względu zamierzam zacząć go stosować, jak tylko wykończę (skądinąd bardzo wydajną!) mgiełkę Jantar. Opakowanie z atomizerem zawiera 150 ml olejku.

Szampon ReGenesis by RevitaLash® Thickening Shampoo – cena: 95 zł

Zgodnie z opisem producenta jest to szampon pogrubiający włosy, zawiera specjalistyczne składniki optymalizujące stan skóry głowy i wzmacniające włosy, przeciwdziała ich łamaniu oraz odżywia je. W trakcie mycia głowy należy zostawić go na 1-2 minuty na skórze, a następnie spłukać. Opakowanie zawiera 250 ml kosmetyku. Zdjęcie na samym dole przy sprayu ReGenesis.

Odżywka ReGenesis by RevitaLash® Thickening Conditioner – cena: 95 zł

Podobnie jak szampon ma pogrubiać włosy, zapobiegać ich łamliwości i odżywiać. Nakłada się ją od nasady włosów po końce łącznie ze skórą głowy i spłukuje po 1-2 minutach. Pojemność opakowania to 250 ml. Zdjęcie na samym dole przy sprayu ReGenesis.

Olejek bursztynowo-arganowy Montibello – cena: 99 zł



Z wyglądu bardzo przypomina mi Mythic Oil L’Oreal Professionnel – podobne opakowanie, a nawet wzór na butelce. Jest jednak od niego prawie dwukrotnie droższy. Olejek Montibello sprawdzi się głównie do zabezpieczania końcówek – poza olejem arganowym i ekstraktem z bursztynu zawiera bowiem także silikony. Na pewno starczy na długo, ponieważ pojemność opakowania to 130 ml.

Kuracja stylizująca Living Proof – cena: 105 zł


Serię Living Proof współtworzy aktorka Jennifer Aniston – jej włosy przez wiele lat były dla mnie inspiracją, szczególnie w latach 90., kiedy były naprawdę gęste i zawsze pięknie, chociaż bez zbędnych bajerów, ułożone. Kuracja ma chronić przed ciepłem i promieniowaniem słonecznym, nabłyszczać, odżywiać, nadawać objętość i wygładzać. Opakowanie zawiera 118 ml kosmetyku.

Odżywka Kérastase Resistance Soin Premier Therapiste – cena: 109 zł



Odżywka służy do nakładania na włosy przed myciem. Przeznaczona jest do włosów bardzo zniszczonych, poddawanych zabiegom stylizacyjnym. Mogłam ją już raz przetestować podczas zabiegu pielęgnacyjnego w salonie Leszka Czajki. Opakowanie zawiera 200 ml kosmetyku.

Odżywka Living Proof – cena: 115 zł


Kolejnym produktem Living Proof z serii Perfect Hair Day z mojej kolekcji jest odżywka o pojemności 236 ml. Podobno włosy są po niej bardzo gładkie i miękkie.

Szampon Living Proof – cena: 115 zł


Używam szamponu Living Proof od kilku tygodni i muszę przyznać, że bardzo lubię – włosy są po nim puszyste i oczyszczone. Kosmetyk ładnie pachnie i jest w tej samej pojemności, co odżywka.

Dwufazowe serum Kérastase Résistance Thérapiste – cena: 127 zł


W zeszłym roku zostałam zaproszona na rytuał pielęgnacyjny Kérastase, aby przetestować w firmowym salonie fryzjerskim nową wówczas linię Résistance Thérapiste. Po spotkaniu otrzymałam kosmetyki tej marki do stosowania w domu – m.in. dwufazowe serum, które ma dość nietypowe, dwukomorowe opakowanie – w jednym mieści się olejek, a w drugim krem. Produkty dozowane są dzięki naciśnięciu pompki, a ich zadaniem jest wygładzenie włosów i ochrona przed wysoką temperaturą – nawet do 230 stopni. Niestety, opakowanie serum nie jest duże – mieści zaledwie 30 ml kosmetyku.

Colway International serum do włosów – cena: 139 zł


Serum to dostałam do przetestowania wraz z szamponem tej samej marki, który już Wam polecałam w recenzji tutaj. Serum ma wygładzać włosy, nadawać im blask, wspomagać naprawę uszkodzeń, odżywiać, zapobiegać łamaniu i rozdwajaniu końcówek. Znajduje się w 30-mililitrowej buteleczce.

Kaminomoto Hair Grow Tonic II, Sachi Cosmetics – cena: 139 zł


Tę naprawdę dobrą japońską wcierkę recenzowałam Wam w kwietniu (tutaj) – jest to jeden z nielicznych jak dotychczas przetestowanych przeze mnie droższych kosmetyków, do których chętnie bym jeszcze wróciła. Przyspieszył wzrost moich włosów, zahamował wypadanie i załagodził stan skóry głowy. Pojemność: 180 ml.

Olaplex No. 3 Hair Perfector – cena: 139 zł


Trzecią część Olaplex stosuję jako formę podtrzymania efektów zabiegu, jakiemu poddałam się na początku maja (o efektach pisałam tutaj). Jest to część zestawu do używania w domu. Olaplex No. 3 nakładamy na zwilżone włosy przed myciem i trzymamy minimum 10 minut.

Kerastase Elixir Ultime Oleo-Complexe – cena: 150 zł


Zawiera 15 olejów, nadaje się do wykańczania fryzury, ujarzmiania włosów i odżywiania ich – szczególnie na końcach. Producent zaleca też nakładać go w większej ilości na noc jako odżywczą kurację na końcówki. Pojemność opakowania to 18 ml.

 Maska Elixir Ultime Oleo Complex Kérastase – cena: 160 zł



Przeznaczona do każdego rodzaju włosów, a szczególnie cienkich i delikatnych. Odżywia przesuszone i zniszczone pasma, nadaje połysk, chroni przed czynnikami z zewnątrz i odżywia. Pojemność: 200 ml.

Kérastase Densifique Serum Młodości – cena: 220 zł



Działa jak wcierka – należy nim spryskać skórę głowy i przeczesać włosy. Zapobiega utracie melaniny odpowiedzialnej za młody wygląd włosów, zagęszcza je i przeciwdziała przerzedzaniu. Serum znajduje się w 120-mililitrowym opakowaniu z pompką.

ReGenesis by RevitaLash® Micro-Targeting Spray – cena: 430 zł



Zdecydowanie najdroższym kosmetykiem do włosów, jaki posiadam, jest spray ReGenesis (środkowy kosmetyk na zdjęciu) – ma on na celu stymulować wzrost włosów i zwiększać ich objętość. Zawiera chroniony patentem BioPeptin Complex®. Opakowanie z rozpylaczem zawiera 60 ml kosmetyku, który należy aplikować u nasady włosów.

Co sądzicie o tak drogich kosmetykach? Ile jesteście maksymalnie w stanie wydać na produkty do włosów (i nie tylko)? Powyżej jakiej kwoty – Waszym zdaniem – kosmetyk zalicza się do grupy „drogi”? Czy sądzicie, że droższe kosmetyki są lepsze niż tanie, a może wręcz odwrotnie?

Polecam:

czwartek, 16 czerwca 2016

Recenzja: Marion, Repair Complex, Koktajl witaminowy do włosów


Po użyciu „Eliksiru ziołowego” Marion nie spieszyło mi się do sięgnięcia po drugą, bardzo podobną saszetkę tej samej marki, która od miesięcy leżała na mojej łazienkowej półce – miałam przeczucie, że efekty jej zastosowania będą podobne i mogą mi się nie spodobać. Zbliżający się termin przydatności do użytku skłonił mnie jednak do jej przetestowania i upewnienia się w tym, że moje przeczucie jednak rzadko mnie zawodzi.  

Oceny cząstkowe: dobryneutralnysłaby.

Opakowanie

Takie samo, jak w „Eliksirze ziołowym”: saszetka zawierająca 20 ml produktu, z odkręcanym kurkiem, który możemy w razie potrzeby zakręcić. Wygodna w użyciu – do jej otwarcia nie potrzeba nożyczek. Do opakowania dołączony jest foliowy czepek, a na odwrocie rozrysowano instrukcję prawidłowego otwarcia saszetki. 

Zapach

Kosmetyk jest praktycznie bezzapachowy.



Skład

Aqua (woda), Cetyl Alcohol (emolient), Quaternium-87 (kationowy związek amonu, poprawia rozczesywanie włosów), Cetearyl Alcohol (emolient), Stearic Acid (emulgator), Propylene Glycol (rozpuszczalnik, ułatwia penetrację składników, może podrażniać), Glycerin (gliceryna), Isopropyl Mirystate (emulgator), Dicaprylyl Carbonate (emolient), Ceareth-20 (emulgator), Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride (ułatwia rozczesywanie), Cetrimonium Chloride (konserwant, antystatyk), Prunus Amygdalus Dulcis Oil (olej ze słodkich migdałów), Persea Gratissima Oil (olej z awokado), Mel Extract (miód), Citrus Medica Limonum Peel Extract (wyciąg ze skórki cytrynowej), PEG-20 Castrol Oil (antystatyk, nawilża, umożliwia tworzenie emulsji, ale uznawany jest za niezdrowy dla skóry), Alcohol Denat (wysuszający alkohol), PEG-60 Hydrogenated Castor Oil (substancja myjąca, jak inne PEG-i uznawany jest za niezdrowy dla skóry), Zea Mays Oil (olej kukurydziany), Calcium Pantothenate (witamina B5), Inositol (wspomaga porost włosów), Retinol (witamina A), Rosa Moschata Seed Oil (olej z róży rdzawej), Biotin (biotyna), Tocopheryl Acetate (witamina E), Cyclopentasiloxane (silikon), Dimethiconol (silikon), Parfum (zapach), Tetrasodium EDTA (zwiększa trwałość kosmetyku), Ascorbyl Palmitate (przeciwutleniacz), Potassium Sorbate (konserwant), Sodium Benzoate (konserwant), Benzyl Alcohol (konserwant, może wysuszać włosy), Methylchoroisothiazoline (konserwant), Methylisothiazolinone (konserwant), Methylparaben (konserwant), Propylparaben (konserwant), Citric Acid (regulator pH), Triethanolamine (regulator pH).

Zgodnie z nazwą w składzie kosmetyku znajduje się kilka witamin, a do tego oleje i ekstrakty. Początek i koniec składu jest jednak niemalże identyczny, jak w saszetce „Eliksir ziołowy” tej samej firmy – tu także znajdziemy te same emolienty, silikony, konserwanty oraz inne dodatki.

Niestety, w „Koktajlu witaminowym” dużo wyżej w zestawieniu umieszczono wysuszający włosy Alcohol Denat, a także dodano owiane złą sławą PEG-i – emulgatory syntetyczne zwiększające przepuszczalność bariery naskórkowej (przez co skóra wchłania więcej szkodliwych substancji środowiska zewnętrznego), mogące powodować zaskórniki, stany zapalne, alergie, a nawet prowadzić do chorób nowotworowych (przez użycie w ich produkcji tlenku etylenu – gazu uszkadzającego DNA komórek). Taki „koktajl witaminowy” to więc prawdziwy koktajl różności…



Działanie

Mnie nie zadowoliło – włosy były po niej mało wygładzone, a przede wszystkim bardzo się strączkowały. Tuż po wysuszeniu wyglądały nie najlepiej, były bardziej niż zwykle spuszone na końcach. Mimo wszystko jednak nie plątały się i ładnie błyszczały, chociaż dla mnie to za mało, abym chciała w przyszłości do tego kosmetyku wrócić.

Konsystencja i wydajność

Kosmetyk jest nieco rzadki, ale nie przeszkadzało mi to. Po nałożeniu na włosy i wmasowaniu lekko się pieni. Nie spływa z włosów. Ma jednak dużą wadę, taką samą jak „Eliksir ziołowy” – starczył mi jedynie na jedno użycie (mimo że na opakowaniu producent deklaruje 2-3 użycia). Przy naprawdę gęstych włosach jedno opakowanie może się więc okazać niewystarczające.

Cena i dostępność

Niska cena to chyba największa zaleta tego produktu – jedna saszetka kosztuje 3 zł. Niby niewiele, ale czy to jednak nie za dużo jak na kosmetyk, który starcza jedynie na jedno zastosowanie?

Podsumowanie

Obie saszetki Marion okazały się być u mnie niewypałem. Tak jak jednak pisałam w recenzji pierwszej z nich, myślę, że warto je przetestować, ponieważ przy tak niskiej cenie niewiele ryzykujemy, a może się okazać, że u innych osób będą działać o wiele lepiej. W przypadku „Koktajlu witaminowego” martwi mnie jednak jego daleki od ideału skład – kilka substancji w nim zawartych budzi moje obawy i wątpliwości.

Znacie ten produkt? Jakie jest Wasze zdanie na jego temat? Zwracacie uwagę na PEG-i w składach kosmetyków?


Inne recenzje kosmetyków do włosów:

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Co najbardziej poprawiło stan moich włosów?


Zawsze podkreślam, że moim włosom sporo brakuje do wyglądu, który mi się marzy: nie są ani wyjątkowo gęste, ani niezwykle grube czy mocne. Kiedy jednak porównuję je do tego, jak wyglądały jeszcze dwa lata temu, mam wrażenie, że zmieniły się nie do poznania – a właściwie ja je zmieniłam, bo kłamstwem byłoby napisanie, że nie stanowiło to dla mnie żadnego wyzwania. W tym wpisie chciałabym Wam przedstawić kilka elementów pielęgnacji, które okazały się być dla mnie kluczowe i najbardziej mi pomogły.

Keratynowe prostowanie

Wiem, że wiele osób poznało mój blog właśnie dzięki wpisom dotyczącym keratynowego prostowania. Do dziś uważam, że zabieg ten był ważnym punktem w pielęgnacji moich włosów z dwóch powodów: po pierwsze doraźnie poprawił ich stan, a po drugie – stał się początkiem mojego zainteresowania dbałością o włosy, czyli tematem, który przez lata był mi zupełnie obcy. Gdy zobaczyłam, że po kilku tygodniach od zabiegu włosy zaczynają wyglądać coraz gorzej, zmobilizowałam się do tego, aby nauczyć się czytać składy kosmetyków i tak je pielęgnować, aby nigdy już nie wyglądały tak źle jak przed keratynowym prostowaniem.

Mój przypadek był ekstremalny – włosy w przeszłości nie były tylko zniszczone nieodpowiednim traktowaniem, ale przede wszystkim stały się niesamowicie wysuszone po przyjmowaniu izotretynoiny – popularnego, bardzo mocno działającego leku na trądzik. I jak to w życiu bywa – substancja, która pomogła mi na jedno schorzenie, zaszkodziła na co innego. Z perspektywy czasu wiem jednak, że taki efekt uboczny w postaci nieładnie wyglądających włosów to i tak pewnie jeden z lżejszych, jaki mógł mi się przytrafić.

Więcej na ten temat:
Regularne olejowanie

Początkowo, gdy moje włosy były dość zniszczone i przesuszone, olejowałam je nawet przed każdym myciem (2-3 razy w tygodniu). Z czasem zaczęłam jednak zauważać, że stają się zbyt przyklapnięte, brakuje im puszystości i wyglądają smętnie. Wtedy zaczęłam używać olejów i olejków średnio raz w tygodniu i na chwilę obecną jest to dla mnie optymalna częstotliwość – włosy wyglądają lepiej, wciąż są lejące, wygładzone i nie puszą się, ale nie są już tak bardzo śliskie.

Z własnego doświadczenia wiem, że w olejowaniu bardzo ważna jest regularność – wykonywanie tej czynności „od wielkiego dzwonu” niewiele pomoże. Dobrze jest też podgrzewać lekko włosy, gdy trzymamy na nich olej – ja w chłodniejsze miesiące korzystam z turbanu termalnego. Gdy dojdziemy do punktu, w którym pasma są zdrowsze i gładsze, może się okazać, że lepiej reagują na oleje, które przez długi czas wzmagały tylko puszenie – ja obserwuję to u siebie na przykładzie oleju kokosowego.

Olejowanie weszło mi w krew – często korci mnie, aby nałożyć olej częściej niż raz w tygodniu, ale powstrzymuję się, bo już się przekonałam, że co za dużo, to niezdrowo :)

Więcej na ten temat:


Czesanie włosów szczotką z naturalnego włosia

Szczotka ze szczeciny dzika była moim pierwszym włosowym gadżetem od czasu, gdy zainteresowałam się pielęgnacją włosów. Natknęłam się na nią zupełnie przypadkiem dwa lata temu podczas zakupów w supermarkecie. Mam ją do dziś i świetnie mi służy – używam jej zamiennie z Tangle Teezerem, chociaż z perspektywy czasu mam wrażenie, że jest od niego lepsza, ponieważ nadaje włosom większej objętości i delikatniej je rozczesuje. Myślę, że szczotka z naturalnego włosia bardzo przyczyniła się do poprawy stanu moich włosów – wcześniej używałam zwykłej, plastikowej z ostrymi, metalowymi ząbkami zakończonymi kulkami, która bardzo rwała i szarpała włosy podczas czesania.

Więcej na ten temat:

Unikanie nieodpowiednich dla włosów substancji

Czytanie składów kosmetyków to podstawa pielęgnacji włosów – przekonałam się o tym wielokrotnie, gdy w moje ręce trafił produkt z napisem na opakowaniu sugerującym zupełnie co innego niż znajdowało się w jego składzie. Na polskim rynku znajdują się bowiem na przykład szampony z naklejką „łagodny”, chociaż są naszpikowane silnymi detergentami, a także produkty nazywane „keratynowymi” mimo że nie zawierają nawet grama keratyny (autentyk, który pokazała mi jedna z czytelniczek!).

Dzięki temu, że rozpoznaję wiele substancji w spisie INCI, jestem w stanie już w sklepie ocenić, czy dany kosmetyk ma szansę się u mnie sprawdzić i czy jest wartościowy. Potrafię też – chociaż mniej więcej – określić, które składniki działają na moje włosy dobrze, a które nie. Zwiększyła się moja świadomość konsumencka – trudniej jest mnie oszukać, nie muszę opierać swoich przypuszczeń jedynie na opisie producenta zapisanym na opakowaniu. Unikam też kosmetyków naszpikowanych wysuszającym alkoholem czy nadmiarem innych, niekorzystnie działających na włosy dodatków.

Więcej na ten temat:
Unikanie suszenia gorącym nawiewem

Dzięki keratynowemu prostowaniu osiągnęłam tak gładkie włosy, że nawet bez suszenia wysychały na prosto. Potem ich stan zaczął się pogarszać, zaczęły bardzo się strączkować i puszyć – wtedy musiałam nauczyć się tak o nie dbać, aby ich stan się sukcesywnie poprawiał. Dzięki olejowaniu i stosowaniu odpowiednich kosmetyków z czasem wyglądały coraz lepiej – jednym z elementów, które wprowadziłam w życie, było też unikanie suszenia włosów gorącym nawiewem suszarki. W praktyce albo nie suszyłam ich wcale, albo podsuszałam lekko letnim nawiewem. Robię tak do dziś i widzę dużą poprawę – to kolejny sposób, który bardzo mi pomógł. Dzięki niemu unikam nadmiernego osłabiania i wysuszania włosów (a w konsekwencji ich łamania i urywania).

Więcej na ten temat:


Zabezpieczanie końcówek

Myślę, że to właśnie ten element pielęgnacji najbardziej wpłynął na to, że moje włosy przestały się rozdwajać. Początkowo zabezpieczanie końcówek wychodziło mi niezgrabnie – zdarzało mi się zbytnio zatłuścić włosy albo sprawić, że stawały się mocno obciążone. Teraz nabrałam już wprawy i opracowałam najlepszy dla siebie sposób, do którego link znajdziecie poniżej. Zabezpieczanie końcówek sprawiło, że moje włosy przestały się puszyć i rozdwajać, stały się mocniejsze i bardziej elastyczne. Według mnie ten zajmujący kilka sekund zabieg świetnie współgra z olejowaniem i naprawdę potrafi zdziałać cuda. Obecnie olejem lub olejkiem pokrywam końcówki zawsze po wysuszeniu włosów po myciu oraz co rano przed wyjściem z domu.

Więcej na ten temat:
Nie czesanie włosów na mokro

Kolejny niezwykle ważny element, który wpłynął na wzmocnienie moich włosów, to nie czesanie ich na mokro (mokre włosy są dużo bardziej niż suche podatne na zniszczenia). Wiem, że to dla wielu osób trudne do realizacji i ja też niegdyś myślałam, że zostawienie włosów do wyschnięcia bez ich uprzedniego rozczesania to najprostszy przepis na katastrofę – wyobrażałam sobie skołtunione, suche włosy, które nijak nie będzie można doprowadzić do normalnego wyglądu. Okazało się jednak, że się myliłam.

Zazwyczaj myję głowę nad wanną, a następnie owijam włosy w bawełnianą koszulkę (nota bene jej używanie – zamiast ręcznika – też na pewno poprawiło ich stan!). Po kilkunastu minutach, gdy woda już nieco się odsączy, zdejmuję „turban” i pozostawiam włosy do wyschnięcia. Podczas tego procesu co jakiś czas delikatnie przeczesuję je palcami. Na końcu, ewentualnie, podsuszam le lekko chłodnym nawiewem suszarki i zabezpieczam końcówki. I już.

Co jeszcze?

Do tej listy mogę dopisać jeszcze inne istotne elementy, takie jak wiązanie włosów do snu (chociaż w luźny kucyk nad karkiem), unikanie spinek-wsuwek i gumek z metalowymi złączeniami, zabezpieczanie włosów przed słońcem czy płukanie ich letnią wodą, jednak myślę, że nie były one w moim przypadku tak kluczowe, jak wcześniej wymienione działania. Oczywiście bardzo ważne jest także odpowiednie (czyli wartościowe!) odżywianie, którego staram się trzymać, ale wiadomo – mam na koncie różne grzeszki w tej materii :)

Bardzo pomogło mi też prowadzenie bloga – dzięki niemu jestem bardziej konsekwentna i systematyczna w swoich pielęgnacyjnych działaniach.

A co u Was najbardziej wpłynęło na poprawę stanu włosów? Jaki element pielęgnacji okazał się dla Was najcenniejszym odkryciem?



Polecam też:

środa, 8 czerwca 2016

Recenzja: Gelacet Plus, Piękna skóra, włosy i paznokcie


Średnio wierzę w niezwykłą moc suplementów – z moich obserwacji wynika, że mało który działa i daje zadowalające efekty. Rzadko więc po jakiś sięgam. Gdy po spotkaniu prasowym wpadł mi w ręce nowy Gelacet Plus, początkowo odstawiłam go na półkę w kuchni zakładając, że raczej z niego nie skorzystam. Po kilku dniach jednak „obtykania” się z zajmującym miejsce pudełkiem postanowiłam, że skoro już go mam, to przetestuję, chociaż na pewno nie zauważę żadnych rezultatów. Zaczęłam go pić na początku maja, gdy zauważyłam naprawdę spore wypadanie włosów. Po trzech tygodniach problem… zmniejszył się o trzy czwarte.

Oceny cząstkowe: dobryneutralnysłaby.

Opakowanie

Wygodne saszetki do rozpuszczania w wodzie. Każda ma nacięcie, dzięki któremu łatwo się je otwiera. W opakowaniu znajduje się też ulotka ze składem, informacją dotyczącą dawkowania, działania i przechowywania.


Zapach i smak

Chemiczno-owocowy. Dość słodki. Smakuje trochę jak pomarańczowa oranżada. Nie obrzydł mi podczas regularnego picia, chętnie po niego sięgałam, chociaż muszę przyznać, że znacznie łatwiej jest mi połknąć tabletkę niż rozpuszczać saszetkę w wodzie – szczególnie w pracy. Tym bardziej, że w czasie upałów mieszałam suplement z chłodną wodą, w której niełatwo było go rozpuścić.


Skład

W składzie Gelacetu znajdują się: hydrolizat kolagenu (zawierający aminokwasy: glicyna, prolina, hydroksyprolina, kwas glutaminowy, alanina, arginina, kwas asparaginowy, lizyna, seryna, leucyna, walina, fenyloalanina, treonina); regulator kwasowości: kwas cytrynowy; octan DL-alfa-tokoferylu (witamina E); kwas L-askorbinowy (witamina C); naturalny aromat pomarańczowy; maltodekstryna, koncentrat z buraka; barwnik: karoteny; selenian (VI) sodu (selen); tlenek cynku (cynk); substancja słodząca: aspartam; octan retinylu (witamina A); D-biotyna (biotyna).

Znajdziemy tu więc przede wszystkim hydrolizat kolagenu (zawierający różne aminokwasy), witaminy, cynk, biotynę i selen. Poza tym możemy się tu też dopatrzeć aromatów, regulatora kwasowości, barwników i substancji słodzącej. Mam wrażenie, że suplement w formie pastylki miałby mniej niepotrzebnych dodatków, ale mimo to nie ma tragedii.

Działanie

Początkowo myślałam, że trzy tygodnie stosowania suplementu będzie zdecydowanie za krótkim odcinkiem czasu, aby zauważyć jakiekolwiek rezultaty. Ku mojemu zdziwieniu jednak pod koniec picia Galecetu moje włosy znacznie przestały wypadać – nie wiem, czy to przypadek, czy akurat ten preparat tak na mnie podziałał, ale coś zdecydowanie pomogło. A dodam, że w tym czasie nie stosowałam niczego na wzmocnienie – żadnych innych suplementów ani wcierek. Nawet teraz, po zakończeniu kuracji, problem nie jest tak wzmożony jak w pierwszej połowie maja. Chcąc nie chcąc oceniam więc jego działanie na plus.



Konsystencja i wydajność

Saszetkę należy wymieszać ze 100 ml niegazowanej wody i wypić. Każda saszetka zawiera 5,7 g proszku. Jedno opakowanie suplementu starcza na 3 tygodnie, ale niestety nie mogłam znaleźć informacji, jak długi czas stosowania kuracji zaleca producent.

Cena i dostępność

Gelacet kosztuje sporo, bo około 40-50 zł. Jest dostępny przez internet, ale myślę, że dostaniemy go też w aptece.

Podsumowanie

Chcę wierzyć, że to Gelacet pomógł u mnie zahamować wypadanie włosów – jeśli tak (a wiele na to wskazuje), to jest to suplement naprawdę godny polecenia. Żaden inny preparat doustny nie dał u mnie chyba tak szybkich efektów.


Jakie jest Wasze podejście do takich suplementów? Uważacie, że warto je przyjmować?


Polecam też:

niedziela, 5 czerwca 2016

Aktualizacja włosów – maj


Na początku tego miesiąca odwiedziłam fryzjera i zafarbowałam odrosty, testując przy okazji Olaplex. Jestem zadowolona z efektów, ale docelowo będę prawdopodobnie chciała mieć nieco inny odcień włosów – bardziej popielaty i stonowany. Tymczasowo daję włosom ponownie odpocząć i kilka razy w tygodniu spryskuję je mgiełką niwelującą żółty odcień marki Marion. Co weekend nakładam też na nie Olaplex nr 3 do stosowania w domu – nie widzę, aby jakoś szczególnie wpływał na włosy, ale skoro już go mam, to chcę wierzyć, że wzmacnia je od środka. Może po prostu moje włosy w górnych partiach (w miejscu ostatniego farbowania i kuracji Olaplex) nie są zniszczone i dlatego nie widzę różnicy?


Nie wiem, czy to z powodu farbowania (w końcu miałam dość długą przerwę w koloryzacji), czy przez odstawienie japońskiego toniku Kaminomoto, ale w połowie maja zaobserwowałam u siebie większe niż ostatnio wypadanie włosów. Być może, aby je zahamować, wrócę do używania domowej wcierki z kozieradki, chociaż w ostatnim tygodniu problem znacznie się zmniejszył.

Postrączkowane od wiatru :(
Wiatr we włosach ;)
W zasadzie najbardziej denerwującym elementem moich włosów są teraz krótkie, odstające baby hair, które są szczególnie widoczne nad czołem – zauważam je zazwyczaj, gdy związuję włosy. Jestem teraz na etapie testowania środków do ich wygładzania i jak na razie najlepiej (co nie znaczy, że idealnie) sprawdza się do tego olejek marki Alcantara (widoczny na zdjęciu z produktami używanymi przeze mnie w maju), który dostałam po wizycie w Instytucie Trychologii – ma lekko kremową konsystencję i nie zatłuszcza włosów, jednocześnie lekko je dociążając i wygładzając.

Muszę jednak przyznać jedno (co wiele z Was już zauważyła, gdy zamieszczałam swoje zdjęcia w tym wpisie): mam już naprawdę długie włosy. Tak długie, że przy kolejnej wizycie u fryzjera pewnie je podetnę, może nawet zdecyduję się na mocniejsze ścięcie, aby pozbyć się już nieco przerzedzonych końcówek. 

Co robiłam w maju?
  • Maj był dla mojego bloga miesiącem wyjątkowym – na jego początku odnotowałam milionowe wyświetlenie mojej strony! Z tej okazji zorganizowałam konkurs (z tego, co wiem, nagrody już dotarły do zwycięzców) i ankietę (wciąż można udzielać odpowiedzi, postaram się wkrótce opublikować wyniki). 
  • Piłam suplement diety Gelacet – zawiera on kolagen, biotynę, witaminy A, C i E oraz cynk i selen, a jego zadaniem jest wzmocnienie włosów, skóry i paznokci. 
  • Uczestniczyłam w konferencji prasowej Medavity – włoskiej marki do pielęgnacji, stylizacji i koloryzacji włosów (więcej na fan page’u).

Co stosowałam w maju?


Od dnia farbowania nie używam szamponów z silnymi detergentami, trzymając się zasad pielęgnacji związanej z Olaplex – zamiast tego używałam tylko szamponu Living Proof. Stosuję też kosmetyki chroniące przed promieniowaniem: krem Kerastase i Mgiełkę Jantar (uwielbiam ten duet!) oraz (raz w tygodniu) Olaplex nr 3.

Co drugie mycie spryskiwałam włosy mgiełką niwelującą żółty odcień Marion, a raz w tygodniu używałam olejku Agafii.

Jeśli chodzi o odżywki, to w maju sięgałam głównie po Biovax „Trzy oleje”, a z masek – po maskę Domowe Receptury, Agafii, Perfect.Me oraz Crema al Latte, którą wreszcie skończyłam. Do zabezpieczania końcówek nieprzerwanie służy mi produkt marki Alcantara.

Nowości produktowe

Nowości Marion (Mgiełka zwiększająca objętość włosów oraz Satynowe Mleczko do włosów kręconych) i Floslek (to chyba pierwszy kosmetyk do włosów tej marki, o którym słyszę!).

Nowość od L'Oreal - spray maskujący odrosty. Super pomysł, niestety dostałam tylko ciemne kolory, które mi się w tej chwili nie przydadzą :)

Różności Medavita. Najbardziej podoba mi się to, że na produktach tej marki znajdują się informacje, jakie pH ma każdy kosmetyk. Świetne!

Maleńka, turystyczna prostownica, którą dostałam podczas spotkania prasowego Medavity :)
Co planuję w czerwcu?

Szczerze mówiąc czerwiec będzie dla mnie miesiącem nowości i zawirowań – rozpoczęłam go przeprowadzką, czeka mnie też trochę zmian w życiu zawodowym oraz pierwszy, wakacyjny, zagraniczny wyjazd. Nie obiecuję więc sobie zbyt wiele w kwestii pielęgnacji włosów, ale myślę, że w przypadku kontynuacji problemów z wypadaniem włosów sięgnę po kozieradkę lub inną wcierkę.

Ciekawe wpisy z tego miesiąca:
Pozostałe aktualizacje znajdują się tutaj

Popularne w tym miesiącu: